Do Zuli – kilka refleksji spowodowanych jej wpisem

0

Zula napisała 9 grudnia 2015 r.

…Ktoś napisał,że ten blog to jeden wielki „fake”.I ja tak myślę,że jest wiele rzeczy przemilczanych,niedopowiedzianych,utajnionych,a Dziewczyny które piszą bloga,są zwyczajnie przez grypsujące towarzyszki wyśmiewane.Nie zawsze można napisać prawdę,a przede wszystkim w więzieniu nie można być SOBĄ,trzeba nosić maskę,by nie zostać wykluczonym (jeśli komuś zależy,a myślę,że przy długim wyroku ciężko jest siedzieć nieakceptowanym przez innych i uznanym za „świra” albo odmieńca….

Do Zula 09.12.2015 19:45 „o blogu”

Nie wiem jak to się stało, że dopiero teraz wpadł mi w ręce Twój wpis. Ważne, że go mam i choć „trochę” po terminie, to mogę (i chcę) odpowiedzieć. Może dla kogoś ten blog to „fake”, dla mnie sposób na to, aby móc troszeczkę porozmawiać z ludźmi z „tamtej strony” – tak jak z Tobą – między innymi.

Masz rację twierdząc, że coś się przemilcza, czegoś nie dopowiada – to zależy od tej osoby, która pisze. Możemy o tym powiedzieć – autocenzura – ale wbrew pozorom wcale nie tak wiele przemilczamy. Poza tym, niektórzy czytacze naszego bloga świetnie odnajdują to, co jest pisane między wierszami i wcale nie trzeba o wszystkim tak wprost.

Wierz, że absolutnie nie jesteśmy wyśmiewane przez „grypsujące towarzyszki” – i to z kilku powodów. Po pierwsze, kobiety nie grypsują, po drugie – zjawisko takiej typowej subkultury fali istniało dawno, dawno temu (myślę czasami, że nawet w innej galaktyce) – fali już nie ma.

Jeżeli ktoś się śmieje z piszących – z czym się nie spotkałam osobiście – to jego sprawa i śmiać się może też każdy kto chcę, nikt tego nie zabrania. Gdybym była w domu, nie miałabym czasu ani ochoty na pisanie bloga, bo wolę umówić się na kawę; posiedzieć (fizycznie) z tą czy inną osobą i porozmawiać twarzą w twarz, niż tkwić przed ekranem. Tutaj czasu mam sporo, więc taka forma rozmowy jest lepsza niż żadna. Co do tego, czy w więzieniu jest się sobą, to też zależy od danego człowieka. Uwierz mi Zula, że być wykluczonym to świetna rzecz -szczególnie przy „okazji” gdy ma się długi wyrok :). Dla mnie to wręcz wskazane. Nie „socjalizuję” się tu z ludźmi nazbyt chętnie, bo taki mam charakter. Przez wszystkie lata znalazłam dwie osoby do bólu szczere i prawdziwe i z nimi się przyjaźnię. Z jedną znam się od samego początku*, z drugą ciut krócej (* mojego pobytu tutaj) i znamy się jak przysłowiowe łyse konie. Można siedzieć długo i nie chcieć być akceptowanym przez rzeszę ludzi – nie jest mi to do niczego potrzebne. A czy ktoś mnie uznaje za „świra”, to też nie mój problem, na swój sposób pewnie jestem „odmieńcem”, ale taka jestem i już. Może to brzmi nieprawdopodobnie, ale słowo Ci daję, że ludzie męczą.

Wyobraź sobie, że przez okres 4 lat (tylko!) przewija się obok Ciebie 40 osób – bardzo różnych osób, które są wręcz skrajnie różne i z którymi musisz przebywać 24/dobę… Nawet przez chwilę nie jesteś sama, więc bardzo szybko masz ludzi powyżej dziurek w nosie. Jeżeli pomnożysz ten czas przez na przykład kolejne dwa – ludzi masz dosyć aż po kokardę… itd… itd… Bardzo szybko jedynym twoim pragnieniem w więzieniu staje się pobyć samej bez obcych obok i realizacja tego pragnienia jest poza Twoim zasięgiem. Prędzej niż później dostajesz gigantycznego „ludowstrętu”, z którym musisz się zmierzyć albo oszalejesz.

Zajęcia – bez względu na to jakiego typu – nie są głupie. Często takie spotkania to niespodzianki, no nie zawsze wiemy, kto nas odwiedzi. W więzieniu, które jest miejscem typu od – do, bo apel o tej i o tej, obiad o tej i o tej, … itd.. każda, nawet drobna niespodzianka to frajda i może stąd to nasze podniecanie się wszystkim.

Co do nauki, to niestety często ze strony osób skazanych pada „nie przyszłam do więzienia się uczyć, tylko odsiedzieć wyrok”. Nikt tu nikogo na siłę do nauki nie zmusi. Nauka angielskiego odbywa się tu w areszcie, organizują lekcje misjonarze i kto chce może się zapisać, a że chodzi mała grupka…, to akurat świetnie dla tych, które uczęszczają 🙂, bo lepiej się korzysta.

Z pracą jest cieniutko, bo chętnych od groma, a miejsc tyle, ile jest, ale gdy się chce to poza pracą można chodzić na kursy, bo czy sensowniejsze czy mniej, to zawsze można być odrobinę mądrzejszym o daną wiedzę. „Wyrokowcy” mają pod tym kontem gorzej, bo kursy są dla osób, które lada moment wychodzą, albo są przed terminem warunkowego zwolnienia, więc na przykład ja z takich kursów zawodowych nie korzystam. Za to jakiś czas temu miałyśmy kurs komputerowy zorganizowany przez Fundację „Dom Kultury” – to chodziłam.

Jeżeli się chce, to jakieś rozwiązanie się znajdzie – nie mogę tego czy tamtego, to wykupiłam sobie kurs języka hiszpańskiego i uczę się na własną rękę.

Więzienie, Zulu, to faktycznie stracone lata, żeby nie wiem, co się działo, przepaści się nie zasypie. Osobiście jednak uważam, że warto jest robić co się da, aby ta przepaść ze straconych lat była jak najpłytsza i na ile można, na tyle trzeba walczyć o siebie.

Co do noszenia maski – może dałoby się ją utrzymać przez krótką chwilę, ale na dłuższą metę nie. Chyba żaden, nawet najbardziej uzdolniony aktor nie byłby w stanie grać ciągiem przez szereg lat. Nie zdecydowałabym się na noszenie maski, bo poza tym, że to niezdrowe dla skóry :P, to mój charakter by się zbuntował.

Pozdrawiam, Małgosia

3 thoughts on “Do Zuli – kilka refleksji spowodowanych jej wpisem

  1. “Osobiście jednak uważam, że warto jest robić co się da, aby ta przepaść ze straconych lat była jak najpłytsza i na ile można, na tyle trzeba walczyć o siebie.”
    Cóż można dodać? Wg mnie chyba nic…

  2. Dziękuję Ci Małgosiu za odpowiedź:).Pisząc o wielkim fake’u,zacytowałam po prostu czyjś całościowy komentarz.Sama nie miałam 100%-go przekonania,iż rzeczywiście tak jest,ale miałam pewne obiekcje.Niemniej jednak pamiętam wypowiedź dziewczyny,z którą widziałam się tylko raz w zupełnie dziwnych okolicznościach i pewnie nigdy już jej nie zobaczę,a która powiedziała,że zachowanie kobiet w więzieniu przechodzi moje możliwości wyobraźni,że są głupie,prymitywne,podłe i chamskie,a ona sama z trudem dochodziła do siebie po wyjściu-po pięcioletnim wyroku.Wypalona,z depresją itd.Fajna babka była,młoda,ładna.Cóż.Nawywijała głupot i trafiła tam,gdzie trafiła.
    pozdrawiam 🙂

    1. Tym razem nawiążę do Twojej rozmowy z dziewczyną, o której wspomniałaś. Niestety, w ogromnej części to, co Ci powiedziała, to prawda. Nie oznacza to, że spotyka się tu tylko i wyłącznie takie osoby, jak Ci opisała, ale co przykro mówić, w większości tak.
      Z jednej strony, wiadomo, to nie jest przysłowiowy pensjonat dla grzecznych dziewczynek i raczej nie należy się spodziewać tu kulturalnych zachowań oraz niewinnych, niesłusznie lub przez przypadek osadzonych. Ale czy tym można i należy wszystko tłumaczyć? Niekoniecznie.
      Niestety, często kulturalną rozmową czy normalnymi argumentami nie dotrzesz podczas sporu do głowy kogoś, kto się np. drze i bluźni. Albo dasz się zakrzyczeć, albo w końcu też będziesz się wydzierać. Siła argumentu to coś, co się kiepściutko sprawdza, kiedy ktoś z kim zamierzasz cokolwiek przedyskutować, jest osobą, która kilka minut temu zeszła z drzewa ;).
      Ktoś mądry kiedyś powiedział: „nigdy nie dyskutuj z idiotą, ściągnie cię do swojego poziomu i pokona doświadczeniem” ;). To akurat tutaj często widać.

      Co do głupoty, to często idzie w parze z prymitywnymi zachowaniami oraz chamstwem. Co do podłości – to też bywa na porządku dziennym i nawet ludzie bardzo się z tym nie kryją.
      Bardzo często daje się słyszeć „kulturę to zostawiłam przed bramą”, ale to głupie gadanie, które według mnie ma na celu wytłumaczenie się z chamskich zachowań.
      Jakoś wybitnie przykuwają moją uwagę stwierdzenia „staram się być miła” czy „staram się być kulturalna”. Gdy słyszę taką wypowiedź, to z biegu wiem, że ten ktoś nie jest ani miły, ani kulturalny.
      Jeżeli np. jest się miłą osobą, to nie trzeba się starać. A skoro trzeba się starać, to znaczy, że się miłą nie jest, proste :).
      Przy mniejszych wyrokach można mieć – nazwijmy to – farta i trafić na zwyczajne osoby. Przy długim wyroku to się nie udaje, nawet gdyby było się największym szczęściarzem pod słońcem.
      Stykam się z tak skrajnie różnymi osobami, o tak skrajnie różnych charakterach, że głowa małą! Na niektóre w ogóle nie zwracam uwagi – w sumie to na większość – i traktuję je jako „coś przejściowego”. Z niektórymi w ogóle nie rozmawiam, z innymi jestem na „cześć” i tyle. Choć w kilku przypadkach miałam tego wyżej wspomnianego farta i poznałam w tym miejscu autentycznie świetne osoby. Teraz nie będę o nich pisała, żeby nie „utytłać” ich we wcześniejszym bagienku. Poza tym opowiadanie o nich wymaga odrębnej wypowiedzi.
      Reasumując, uważam, że lepiej jest tu stworzyć sobie swój świat, być uważaną za dziwadło i tym samym być przez innych omijaną dużym łukiem, niż starać się przypodobać innym i „krakać jak one”.
      Życzę Ci miłego dnia i pogody ducha.
      Małgosia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *