Lato! Idziemy pod prysznic…

 

 

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury.

 


 

 

Przede wszystkim zacznijmy od tego, że obecnie tu, gdzie jesteśmy – np. pod celą 5 osób, kibelek i umywalka – niestety jest to rzecz nierealna, żeby ktokolwiek z nas w dni upalne, gdzie temperatura przekracza 30 stopni Celsjusza, w oknach blindy (zatem bardzo ograniczony dostęp powietrza), więc siedzimy pod celą i łapiemy oddech jak ryby w wodzie. Jest bardzo gorąco i duszno.

Barbarka

 ♦

 

Prysznic mamy tylko dwa razy w tygodniu, środa i niedziela. Człowiek się cieszy, jak są te dwa dni, ale nie zawsze to jest fajny prysznic – bo słabe ciśnienie. Gdyby większy był kącik sanitarny w celi, to wchodziłabym w miskę i oblewała się z drugiej, robiłabym „Titanica” i już. A tak to: w gorące dni miska zimnej wody i stopy do niej – super sposób na ochłodzenie. Ja noszę morką bandankę jako opaskę na głowie. I robię mini „Titanica” – spłukuję się gąbką z wodą.

 Pełnoletnia

 ♦

 

Upał i skwar lejący się z nieba. A do środy, czyli prysznica, jeszcze dwa dni. No, trzeba radzić sobie sposobem. Chłodna woda z butelki daje lekkie ochłodzenie, choć to marny substytut łaźni. Pomimo iż mam zaledwie 156 cm wzrostu, umywalka pod celą wzbrania się przed możliwością zanurzenia mnie całej w sobie, tak więc na raty: twarz, ręka, pacha, pierś. A nogi w miskę? Błeee… Pozostaje nadzieja, dotrwanie do wspomnianej środy. Oczywiście, o ile na łaźni woda będzie lecieć, a nie kapać.

 Pik

Jako kobiecie brakuje mi…

1-DSC_0185-001

Jako kobiecie to w sumie mi niczego nie brakuje :), powiedziałabym nawet, że tu i ówdzie to mam nawet w nadmiarze :). Ale to też nie martwi, bo zapasy na ewentualność wojny mogą się przydać :).

Tak nie bardzo wiem, jak ten temat ugryźć, dlatego sobie żartuję. Może i powinnam na całkiem poważnie, ale nie wiem, czy dam radę.

Zaczęło się od tego, że dyskutowałyśmy po przeczytaniu wywiadu z Magdaleną Środą na temat feminizmu i na koniec wypłynęło takie oto zagadnienie, jak na starcie: czego brakuje mi jako kobiecie…

Udzielenie odpowiedzi na to pytanie musiałabym podzielić na dwa etapy: I – do momentu aresztowania i II – czas spędzony w więzieniu.

I. Prawdę mówiąc to niczego mi nie brakowało, bo robiłam, co chciałam i tak, jak chciałam, więc wtedy czułam się osobą spełnioną. Okazało się, że na chwilę zabrakło rozumu, rozsądku i czegoś jeszcze istotnego i trafiłam do więzienia. Ale choć to ważne braki, to teraz nie o nich.

Pracowałam, gdzie chciałam, a kiedy chciałam, to zmieniałam pracę na inną, uczyłam się też tego, czego chciałam.

W sumie to uważam, że istotne jest tylko to, aby robić wszystko zgodnie ze sobą.

Często ludzie dają się wepchnąć w jakieś ramy i tkwią w nich unieszczęśliwiają siebie i innych, a to bez sensu.

Ja na przykład nie nadaję się do tego, aby być matką czy żoną i dlatego nie jestem ani jedną, ani drugą.

Inna kobieta akurat w takich rolach czuje się spełniona i proszę bardzo, niech będzie gospodynią domową aż po grób. Nikt nikomu nie powinien narzucać, że taki a nie inny model życia jest dobry. Mnie drażni, kiedy słyszę, że ten czy inny (szczególnie, gdy to mężczyzna) twierdzi, iż jako kobieta powinna,:

1) rodzić dzieci

2) gotować

3) prać i sprzątać

4) być katoliczką (stosować zamiennie z 1)

5) „bzykać” się po bożemu i przy zgaszonym świetle…

Jeżeli ktoś tak chce bądź lubi, to niech sobie tak żyje i nic mi do tego. Chciałabym móc o sobie decydować od początku do końca, zgodnie z moimi przekonaniami i własnym, jak się to ogólnie nazywa, „sumieniem”.

Teraz z tą decyzyjnością jest trochę kulawo ;), choć w sumie na ile można, na tyle korzystam.

Żałuję, że nie mogę się kształcić – i tego tutaj brakuje mi jako kobiecie bardzo. Codziennej kąpieli też mi brakuje i możliwości posiadania perfum. Odosobnienia jeszcze bardziej niż perfum i możliwości gotowania tego, czego chcę, bo lubię szaleć w kuchni :).

Więzienie do tego jest, żeby odczuwać braki, ale jako kobiecie właśnie możliwości nauki i rozwoju pod tym kątem brak jest dla mnie dokuczliwy.

Małgosia

Pierwszy dzień wolności: wizja 4

3-IMG_0010

Jadę do domu z ciocią (mamą ewentualnie) i chrześnicą. Po drodze rozmawiamy o czym tylko się da. W domu czeka reszta rodziny. Stół zastawiony jedzeniem i alkoholem. Panuje lekki chaos, bo wszyscy biegają po domu, z kuchni do pokoju. Panuje gwar, dzieci biegają i krzyczą. Atmosfera podobna do świątecznej. W końcu siadamy przy stole i prawie wszyscy zaczynamy opowiadać, co ostatnio kogo spotkało, śmiejemy się i cieszymy sobą.

Nad ranem wypijam drinka i idę wziąć kąpiel w wannie (DŁUUUGĄ) z DUUUŻĄ pianą! A później luli w OGROMNYM łóżku z WIELKĄ poduchą! … Tydzień później…

MAŁGOSIA

 

Moje wymarzone więzienie…

scan0141

 W moim wymarzonym więzieniu byłoby tak:

po pierwsze, cele byłyby najwięcej dwuosobowe. Można by było wybrać człowieka do odsiadki, takiego którego się lubi i z którym można się dogadać.

Po drugie, siedziałabym blisko mojego domu i rodziny. W każdym więzieniu byłaby szkoła i praca. Jeden wychowawca i jeden psycholog przypadałby na 10 skazanych, z którymi pracowaliby by bez zmian, po to żeby mogli się poznać i sobie zaufać. Mogłabym mieć swoje ciuchy i więcej niż jedną parę butów. W Moim wymarzonym więzieniu codziennie mogłabym dzwonić do domu, a pracownicy nie przeganialiby mnie po kilku minutach. Kąpałabym się codziennie i maiłabym pralkę, w której mogłabym robić pranie. Zawsze miałabym jakieś zajęcie. Nie martwiłabym się o podpaski i papier toaletowy. W moim wymarzonym więzieniu na pewno bym ładnie pachniała.

Tak, to byłoby fajne więzienie.

A czy Wy macie takie miejsca, w których musicie być, a chcielibyście by wyglądały inaczej?

Śmiało, każdy może sobie pomarzyć. Piszcie, co to byłoby za miejsce i jak by wyglądało idealnie.

Monika

PS. Zapominałam o kuchni. Moje więzienie miałoby kuchenkę do dyspozycji. I szybko by się z niego wychodziło 🙂

Monika